Klimacik Fezu jest wyjątkowy – gąszcz krętych uliczek
trącających średniowieczem. Uliczki wąskie i zadaszone, mroczne za dnia mimo
słońca, z sypiącymi się, strzelistymi murami. Odpadające tynki i bród. Pośrodku
nasz hotel w stylu riadu z wnętrzem nawiązującym do dawnego Maroka. Pokój z poprzecieranymi,
ciemnymi ścianami, rozwalającą się kamienną posadzką, hebanowym sufitem z belek
i z małym zakratowanym okienkiem z kolorowymi szybkami niczym witraże. Skojarzenia
z
zakrystią gotyckiego kościoła lub
wnętrzem zamkowej wieży oglądanym na filmach przychodzi automatycznie. W hotelu
nie ma gości trwa niski sezon. Samotny nocleg na ostatniej kondygnacji,
ciemności oraz dziwne stuki i dźwięki pojawiające się zewsząd - można dostać
gęsiej skórki. Mimo to zasypiamy
łatwo
po męczącym dniu pełnym wrażeń. Przed północą ze snu wyrywa nas jednak łomot do
drzwi wejściowych. Łomot tak głośny, że początkowo wydaje nam się, że to do
naszego pokoju. Ktoś chyba chce sforsować zamek i wyważyć drzwi. Walenie powtarza
się systematycznie. Nasłuchujemy w ciszy. Słychać płacz kobiecy. O co tu
chodzi? Po kilkunastu minutach nastaje cisza. I jak tu spać spokojnie?
Wstajemy skoro świt dziś czeka nas kilkuset kilometrowa
podróż daleko na południe do Agadiru. Nie ma tam nic szczególnego co
przyciągałoby zwiedzaczy czy poszukiwaczy orientalnych klimatów. Jest za to
piękna, wielokilometrowa plaża i luksusowe hotele. Agadir to chyba jedyny
kurort Maroka, gdzie kobieta w bikini może się czuć swobodnie. Tu
postanowiliśmy spędzić ostatnie dni naszej podróży wylegując się w słońcu
którego ciągle nam mało.
Przed bramą Bab Jeloud łapiemy petit taxi i za 10Dh
docieramy na dworzec. Kupujemy w kawiarni kawę na wynos i wsiadamy do
podstawionego już pociągu. Bilet Fez –
Marakesz 1kl 295Dh/os 2kl 195Dh. Wagon powoli się zapełnia. Do naszego
przedziału dosiadają się 2 niemieckie, nieco starsze pary i robi się problem z
bagażem, który ni jak nie chce się zmieścić na półkach. W końcu po licznych
zmianach układów sąsiedzi zostają z
jedną walizką, którą muszą trzymać w drzwiach do przedziału.
Pociąg rusza 2 minuty przed czasem. Obserwujemy niebo coraz
bardziej zakryte chmurami. Za oknem
szaro, zaorane pola, świerki, jakieś krzaki, pojedyncze domki, zaczyna padać. Z
głośników w pociągu zapowiadają kolejne stacje. Jak powiedzą Konin to nas nie
zdziwi ;)
(na stacji Casablanca)
Mijają kolejne dziesiątki kilometrów, a deszcz już nie pada tylko
leje. Na dobitkę klimę włączyli chyba na maks i robi się lodówa. Jedna z
pasażerek kaszle i kicha w końcu Helmut nie wytrzymuje i idzie do obsługi
wagonu. Udało się zaczęli grzać. Teraz dla odmiany robi się sauna :) Czas mija
głównie na słuchaniu muzyki i podziwiania Maroka w deszczu. Liczymy
niecierpliwie czas do końca. W Marakeszu mamy 50min na przesiadkę na autobus
Supratours 110 Dh/os do Agadiru. Nagle pojawia się straszny hałas.
Ogłuszający szum uciekającego powietrza i dźwięk wleczenia czegoś po torach.
Pociąg zwalnia w przedziale gasną światła. Pojawia się za to małe błyskające
światło alarmowe. Ja p..le jeszcze tego brakowało. Wyskakujemy z jednym z
Niemców rozejrzeć się przez okna w korytarzu. Jesteśmy w pierwszym wagonie za
lokomotywą. Z pod lokomotywy wydobywa się przerażający snop iskier! Lecę przez
wagon zawiadomić obsługę. Niestety moja ekspedycja nie trwa długo przejście
między wagonami zostało zamknięte i nikogo nie znalazłem. Pozostaje cierpliwie
czekać na rozwój wydarzeń. Znacznie wolniej, ale jednak jedziemy. Tylko, że w
tym tempie przyjedziemy 2h po czasie. Po kilku stacjach hałas ustaje i
przyspieszamy. Do Marakeszu wjeżdżamy z 50min opóźnieniem. Na szczęście podróż
kontynuujemy autobusem kolejowych linii. Jest on skomunikowany i czeka na
spóźnionych podróżnych.
Przemieszczamy się szybko na szczęście dworzec
Supratours jest bardzo blisko, cały czas leje.
Dopadamy czekający autokar i zajmujemy wygodne fotele. Co za
ulga. Jesteśmy zaskoczeni komfortem. Siedzenia bardzo wygodne, dużo miejsca na
nogi, kierowca rozdaje butelki z wodą. Na trasie Marakesz Agadir są tańsze i
droższe połączenia tych samych linii. Wybraliśmy to droższe i widać różnicę.
Całą trasę ok. 200km przejeżdżamy bez postoju autostradą. Zajeżdżamy na dworzec
autobusowy w Agadiże. Jest ciemno i leje. Do naszego zabukowanego jeszcze w pl
hotelu jest stąd niestety ok.4km. Jeszcze nie zdążyliśmy wydobyć bagażu, a już
dopadają nas taxi driverzy. Stojąc w strugach deszczu zapytaliśmy o kurs do
hotelu. Usłyszeliśmy cenę 150Dh. Aurelia się wściekła. Nakrzyczała na gościa i
cena spadła do 50Dh. Stwierdziliśmy, że to i tak za drogo i weszliśmy do
budynku dworca. Tu ciemno tym razem od naganiaczy. Z jednym wynegocjowaliśmy
30Dh. Prowadzi nas krętymi schodami 2 piętra wyżej. Czy te taksówki są na
dachu? Okazuje się jednak, że płyta dworca jest dużo niżej niż ulica. Wyszliśmy
przed budynek, ale nasz opiekun zaczyna gdzieś dzwonić. Olewamy go i lecimy w
kierunku krawędzi jezdni. Tu co chwilę podjeżdża pomarańczowa petit taksi.
Pokazujemy kartkę z adresem i pytamy o kwotę. Słyszymy 50Dh schodzimy do 30Dh i
jedziemy.
Zajeżdżamy pod meczeto-pałac z nazwą naszego hotelu. To tu.
Tak wskazuje gps. Wchodzimy do wielkiej recepcji dokonujemy formalności i
idziemy do naszego studio. Zasypiamy szybko na dziś dość wrażeń.