Przejechaliśmy tysiące kilometrów między innymi dla pięknych widoków karawan w świetle zachodzącego słońca i super fot, a tymczasem zaczęły nadciągać chmury. To się nazywa szczęście inaczej :(.
Jak się szybko okazało jazda na camelu do łatwych nie należy. Pomijając takie atrakcje jak buntujący się i przyklękający wielbłąd Aurelii z pasażerem oczywiście :) Część drogi pokonaliśmy na piechotę, dając wypocząć obitym dupskom i zdrętwiałym nogom. Bez wielbłądów jednak cała zabawa traci smak. Sam marsz w towarzystwie tych pięknych zwierząt i ich przewodnika już jest przyjemnością :)
Do oazy szliśmy ponad 2 godziny, praktycznie gdy przyjechaliśmy było już ciemno. Przez chmury ledwie przezierały gwiazdy i księżyc. W oazie czekał na nas nasz prywatny namiot, a zaraz obok był namiot przygotowany pod biesiadę. Usiedliśmy sobie wygodnie po ciężkiej trasie, a Mustafa zajął się przyrządzaniem kolacji. Nagle stała się rzecz nie do pomyślenia - zaczęło padać! Deszcz trwał na szczęście krótko bo ze strachem pomyśleliśmy o przeciekającym namiocie i jutrzejszym marszu w błocie.
W czasie kiedy tajin się gotował Mustafa wraz ze swoim
kolegą dali nam koncert muzyki saharyjskiej ze śpiewem, a dodatkową atrakcją była nauka gry na bębnach.
Oczywiście popijaliśmy marocan whiskey oczekując na danie główne.
Oczywiście popijaliśmy marocan whiskey oczekując na danie główne.
Po godzince znalazło się na stole z Mustafą w roli głównej.Wyżerka była niesamowita :) Stwierdziliśmy, że mógł by być kucharzem w hotelu pięcio-gwiazdkowym ;)
(czary mary i tajin już czeka na zgłodniałych wędrowców)
(czary mary i tajin już czeka na zgłodniałych wędrowców)
Posiedzieliśmy sobie jeszcze trochę, a potem szybko spać i
wcześnie rano pobudka żeby sfotografować wschód słońca. Tym bardziej, że zachód był do
bani. Wejście na wysoką diunę opłaciło się choć było to dla Rafała trudnym
zadaniem. Diuna miała wysokość 150m, a nastromienie sięgało 50 stopni. Używałem
rąk, a po każdym kroku do przodu
następował zjazd o pół kroku w tył. Buty i skarpetki napełniały się szybko piaskiem i musiałem go kilka razy wysypywać. Wszystko to w tępie, żeby zdążyć na
pik przed wschodem. Serce waliło jak karabin maszynowy, a płuca chciały
wyskoczyć. Wreszcie niespodziewanie zobaczyłem krawędź diuny i widok po drugiej
stronie. Zaskoczenie było duże bo przez kompletny brak punktów odniesienia zatraciłem skalę i wydawało mi się, że mam jeszcze z 30m :) Wydma zdobyta!
(widok na nasz camp ze szczytu wydmy o wschodzie słońca)
(Berber-ski czyli snowboard na piachu :)
(namiot po lewej to nasza sypialnia, obok przeznaczony na spotkania i jadalnię)
Po zrobieniu serii zdjęć szybko wróciłem do obozu zsuwając się na butach. W między czasie Mustafa przygotował zwierzęta i ruszamy w
drogę powrotną. Tym razem, po karkołomnym wyczynie pomimo niewygody zamiast
marszu wybrałem wielbłąda. Wymyśliłem jednak patent z siedzeniem polegający na
zaplecieniu nóg wokół szyi -wielbłąda oczywiście ;) – nogi nie doznawały
paraliżu i jeszcze dało się oburącz robić zdjęcia.
Wygłodniali dotarliśmy do Merzougi na śniadanie. Pełna kwota
wycieczki to 330 Dh/1os (w pakiecie wielbłąd, nocleg w namiocie, super kolacja
i śniadanie po powrocie z oazy do miasta).
W domu tymczasem pojawił się nowy gość z Italii, który przyjechał wypożyczonym samochodem. Mustafa zaproponował gościowi objazd lokalnych atrakcji zabierając również nas :) Choć byliśmy mocno zmęczeni po nocnej wyprawie trudno było nie skorzystać.
(miejscowość Khamlia, Grupa Zaid, muzycy muzyki Gnaoua)
(kopalnia barytu w miejscowości Mfis)
(na końcu świata ;)
Kilka słów o Mustafie - wpadliśmy na niego przypadkiem czytając blogi podróżnicze w ramach rutynowych przygotowań do kolejnych wakacji. Mustafa jest organizatorem wycieczek na pustynię i gospodarzem w prowadzonym domu z pokojami gościnnymi. Na miejscu potwierdziło się, że jest bardzo sympatycznym człowiekiem nie narzucającym kompletnie niczego. Mimo ciężkiej pracy tryska humorem i nieraz czuliśmy się zawstydzeni narzekając na swoje życie. Planowaną wycieczkę na pustynię wykupiliśmy u Mustafy i nie żałujemy :)
Strony Mustafy:
http://cameltrekkingdesert.wordpress.com/about/
http://moroccocheaptravel.wordpress.com/
W domu tymczasem pojawił się nowy gość z Italii, który przyjechał wypożyczonym samochodem. Mustafa zaproponował gościowi objazd lokalnych atrakcji zabierając również nas :) Choć byliśmy mocno zmęczeni po nocnej wyprawie trudno było nie skorzystać.
Dayet Srij - jezioro na Saharze
(miejscowość Khamlia, Grupa Zaid, muzycy muzyki Gnaoua)
(kopalnia barytu w miejscowości Mfis)
Kilka słów o Mustafie - wpadliśmy na niego przypadkiem czytając blogi podróżnicze w ramach rutynowych przygotowań do kolejnych wakacji. Mustafa jest organizatorem wycieczek na pustynię i gospodarzem w prowadzonym domu z pokojami gościnnymi. Na miejscu potwierdziło się, że jest bardzo sympatycznym człowiekiem nie narzucającym kompletnie niczego. Mimo ciężkiej pracy tryska humorem i nieraz czuliśmy się zawstydzeni narzekając na swoje życie. Planowaną wycieczkę na pustynię wykupiliśmy u Mustafy i nie żałujemy :)
Strony Mustafy:
http://cameltrekkingdesert.wordpress.com/about/
http://moroccocheaptravel.wordpress.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz