środa, 29 października 2014

Merzouga



Czas zaplanowany na wspinaczki w Todrze dobiegł końca. Wyjeżdżamy  z  postanowieniem, że jeszcze tu wrócimy. Przenosimy się do Merzougi położonej w głębi pustyni na obrzeżach wielkiej diuny.
Tymczasem pogoda wyraźnie się zmienia. Niebo pokrywają deszczowe chmury. Temperatury też spadają do 20 kilku stopni. Pakujemy się bez pośpiechu. Autobus linii Supratours z pobliskiego Tinerhiru bezpośrednio do Merzougi mamy dopiero o 16:00. Teraz musimy jedynie złapać Grand Taxi by przeskoczyć do miasta. Ze spakowanymi plecakami postanawiamy powędrować w głąb kanionu w kierunku skupiska hoteli. Po drodze spotykamy Allala świetnego fotografa i wspinacza. Który wita nas z uśmiechem i z rozstawionym na statywie sprzętem fotograficznym. Allal wyjaśnia, że łatwiej złapać taxi w wiosce idąc w przeciwnym kierunku , ale właśnie nadjeżdża jedna, pomaga nam ją zatrzymać i wyjaśnia kierowcy nasz cel.  Po chwili jedziemy w kierunku Tinerhiru zbierając współpasażerów po drodze. Jedzie z nami miejscowy nauczyciel, który poinformował nas, że jutro w Maroku jest duży strajk z uwagi na podwyżki cen paliw i energii. Przypomniała nam się Jordania przed dwoma laty.

 (kazba na przedmieściach Tinerhiru zasiedlona przez Nomadów, na co dzień zajmują się tkaniem dywanów)

Za taxi płacimy 7Dh/os + 3Dh/os za bagaż. W Tinerhirze jesteśmy  grubo przed czasem. Kupujemy bilety do  Merzougi w biurze Supratours obok meczetu przy placu wypełnionym taksówkami. Za 125Dh/os + 10Dh/os za bagaż. Zostawiamy oklejone plecaki w biurze i idziemy do miasta. Postanawiamy jednak przeczekać w restauracji popijając herbatę.

 (któryś raz spotkaliśmy Marokanki w takich strojach - przypominają nasze firany :))

 Jest tu sporo  biedaków żebrzących o jedzenie lub pieniądze. Czasem niestety nachalnych. Spotkaliśmy też sympatycznego młodego nauczyciela Majida, z którym fajnie się rozmawiało. Wreszcie z półgodzinnym opóźnieniem przyjechał nasz autobus z Marakeszu. Przez okna podziwialiśmy grę chmur na niebie i fantastyczną  scenerię.


 (w czasie jazdy autokarem trochę pokropiło)



 Po drodze kontaktowaliśmy się telefonicznie z Mustafą z Merzougi z którym mamy spędzić noc na pustyni. Mustafa obiecał czekać na nas na przystanku o 21:00. Autobus dotarł przed czasem. Poza nami był tylko jeden turysta. To jednak martwy turystyczny okres. Tymczasem na przystanku czekała grupa lokalnych, żądnych turystów przewodników, którzy rzucili się na nas jak sępy ;) na szczęście był i nasz Mustafa. Przewędrowaliśmy kilkaset metrów ciemnymi, gruntowymi uliczkami Merzougi do domu Mustafy. To co zobaczyliśmy przeszło nasze oczekiwania. Specjalny dom przygotowany dla podróżników i turystów, urządzony w stylu Rijadu z wszelkimi udogodnieniami. Dostaliśmy piękny pokój z pościelą i ręcznikami. 


 Jest bardzo ładna i czysta łazienka z ciepłą wodą. Jest wi-fi dostępne w pokoju. Są stylowe meble, a na ścianach dywany i mapy. Mustafa wraz z rodziną mieszka obok w tradycyjnych, bardzo skromnie wyglądających zabudowaniach z gliny.  Z przyjemnością zapadamy w sen przed czekającą nas jutro wyprawą na diuny.
Rano dostaliśmy smaczne śniadanie, wykupiliśmy u Mustafy zaplanowaną wycieczkę na pustynię, wręczyliśmy dzieciom krówki przywiezione z Polski. 

 (przy porannej herbatce z Mustafą)

 (12- letnia Nora opiekuje się młodszym rodzeństwem)

Mustafa pokazał nam dom w którym mieszka i zabrał nas na przechadzkę po okolicy. Oglądaliśmy miejscowe ogródki działkowe. Każda rodzina w Merzoudze ma tu swój prostokątny kawałek ziemi na którym w cieniu palm daktylowych rośnie trochę warzyw i roślin dla zwierząt. Ziemię każdy mieszkaniec otrzymuje za darmo i nie płaci żadnych podatków. Natomiast osiedleńcy, najczęściej byli nomadzi ziemię kupują, ale płacą za nią tylko raz. Ogródki są nawadniane przez system kanałów doprowadzających wodę. Kanały są odpowiednio grodzone lub udrażniane tak by każdy mógł nawadniać swój ogród 3h w tygodniu.

 (pustynne ogródki)

 (słońce jest mocne, Mustafa udaje wykończonego :))

 Deszcz pada Merzoudze 2 razy w roku. W 2006 zdarzyła się nawet powódź, która zniszczyła kilka domostw. Zrobiliśmy zakupy wody przed wyprawą na diuny i wróciliśmy do naszego zacienionego lokum.

  (Diuny widziane z naszego domu)

(a to nasz obiad u Mustafy tajin wegetariański z kolendrą)

wtorek, 28 października 2014

Todra (Todgha) - informacje dla wspinaczy



Informacje zgromadziliśmy na podstawie subiektywnych obserwacji z 5 dni wspinania po drogach jednowyciągowych w kilku sektorach.  

Wspinanie w Todrze ma się całkiem nieźle i można się spodziewać, że w ciągu najbliższych lat będzie tylko lepiej. Todra ma wielki potencjał i świetną wapienną skałę o dobrym tarciu i przyjemnym  kolorze. Nie zauważyliśmy tu co prawda modnych formacji typu stalaktyty, czy tufy, ale to nie przesądza o przyjemności wspinania. Skała ma świetne tarcie. Miejscami może być ostra. Szybko można złapać skałowstręt. Wspinanie jest często dość techniczne.  Jest raczej mało kruszyny i ryzyko oberwania kawałkiem skały zrzuconym przez partnera  jest nieduże. Choć zdarzało mi się wyłamać skalny ząbek czy żyletkę na mniej uczęszczanej drodze to były to raczej malutkie odpryski. Brak kasków nie był dla nas  wielkim dyskomfortem. Obecnie jest tutaj sporo dróg sportowych do 8c. Nie brakuje łatwych na poziomie 4 oraz sporo w przedziale 5c – 7a. Wiele dróg jednowyciągowych czy też pierwszych wyciągów ma ok. 30m pięknego wspinania bez rzęchów. Jest sporo ospitowanych dróg wielowyciągowych o różnym stopniu trudności z których często da się zejść okrężną ścieżką.  Drogi obite są jednak często dość oszczędnie i odległości do 4m między spitami w łatwym terenie nie powinny być zaskoczeniem. Pierwsze wpinki też niestety często są dość wysoko, a dojście do nich to niekoniecznie łatwy teren. Od powyższego są na szczęście wyjątki. Spotykane stanowiska kończące drogę składały się zwykle z 2 spitów połączonych łańcuchem lub kawałkiem liny z małym stalowym zakręcanym karabinkiem używanym do wycofów. Zdażają się jednak gorsze z jednym spitem i karabinkiem lub tylko 2 spitami. Warto na wszelki wypadek zabierać przyrząd zjazdowy.
Od kilku lat w pobliskiej wiosce zamieszkał Julio Soares (francuz portugalskiego pochodzenia), który otworzył sklep wspinaczkowy znajdujący się 700m od hotelu Etoile des Gorges. 


Ponad 50 letni Julio wykonuje obecnie kawał dobrej roboty systematycznie poprawiając asekurację na drogach, montuje solidne stanowiska, stworzył przewodnik i ma ciekawe plany.  
W jego sklepie są liny, buty, ekspresy, magnezja, kartridże z gazem (przebijane i nakręcane) i wiele innych akcesoriów. Zauważyłem nawet chwytotablicę :).  W sklepie można również wypożyczyć sprzęt.

Ceny wypożyczalni: 

Przewodnik:
Poznaliśmy dwa papierowe wydania.

1.       1. Topo Hasana
Zaraz po przekroczeniu progu hotelu jego szef zaproponował nam topo autorstwa Hasana.
Jest ono prawdziwym dziełem sztuki. Odręcznie rysowane i kserowane z kolorowymi, odręcznymi oznaczeniami w każdym egzemplarzu. Topo jest dostępne w kilku wersjach językowych. Wydane jest w formacie A4 (obindowane kartki) i liczy 58 stron, zawiera legendę oraz mapkę sektorów. W poszczególnych sektorach oznaczone są wszystkie drogi, wraz z nazwami i wycenami, ilością wymaganych ekspresów i koniecznością użycia dodatkowego sprzętu oraz długością dróg i godzinami nasłonecznienia. Topo dostępne jest za 250DH (95zł). Lokalizacja dróg jest niestety trudna i często brakowało nam pewności po czym się wspinamy. Trzeba się nauczyć specyficznego sposobu oznaczeń. Jednak nawet przy mocno wysilonej intuicji nigdy nie byliśmy pewni na 100%. Dużym utrudnieniem jest, że na skałach nie ma obecnie żadnych podpisów dróg.
Spotkaliśmy Hasana, który omówił cały przewodnik oraz udzielił nam wskazówek co do wspinaczek. Jednak nie pomogło to w lokalizacji dróg.
Hasan jest Marokańczykiem ma 48 lat, wspina się od 28 lat. Mieszka w pobliskiej wiosce. Jest przewodnikiem wspinaczkowym, szkoli kursantów. Można u niego wypożyczać sprzęt. Jest autorem wielu dróg w Todrze. Twierdzi, że robi drogi do 8b. Wspinał się m.in wielokrotnie w Taghi. Zna osobiście wielu bardzo dobrych wspinaczy. To tyle co udało mi się zapamiętać z ust Hasana.
Prawdziwość jego słów nie wszyscy potwierdzają.

2.       2. Kolorowe topo autorstwa Julio Soaresa opracowane przy współudziale zdolnego młodego marokańskiego fotografa Allala Fadili.


Topo ma wygodniejszy format zbliżony do A5 i jest oparte o zdjęcia sektorów z zaznaczonymi drogami. Nie ma niestety nazw dróg są tylko numery i wyceny. Są ostrzeżenia o gorszych stanowiskach. Cena przewodnika to również 250 DH (95zł). Nie miałem okazji posługiwać się tym przewodnikiem. Tylko go przewertowałem. Rozmawiałem z autorem, który nie jest z niego zadowolony, ale zapowiada w niedługim czasie kolejne systematycznie poprawiane wydania. Przewodnik można nabyć w formacie PDF w Internecie i później otrzymać formę papierową w sklepie. Ponadto Julio przeznacza cały dochód ze sprzedaży na poprawę ubezpieczenia dróg. W planach jest również stworzenie małych podpisów z numerami dróg na skale w celu ułatwienia ich lokalizacji.

poniedziałek, 27 października 2014

Raining day



Dziś ostatni dzień wspinania. Nie przemęczaliśmy się dotychczas, więc skałowstręt nie dokucza. Postanowiliśmy poznać nowy sektor położony nieco dalej w głębi wąwozu.  Poszukiwania wspinaczek z topo Hasana pozwalają przeżyć element przygody i wcielić się w rolę poszukiwacza, a przy odrobinie szczęścia również odkrywcy. Nam dopisało szczęście :) Pomógł nam nieco niemiecki wspinacz, który zatrzymał swój samochód przy drodze widząc, że błądzimy między głazami. Twierdził, że wyjeżdża już z Todry, ale nie udało mu się znaleźć tu sektora. Poczym oddalając się krzyknął do nas ponieważ na pobliskiej skale zauważył światło odbite od metalowego punktu asekuracyjnego. 


Wgramoliliśmy się pod skałę i rozpoczęliśmy wspinaczkę.

 (widok spod skały, widzicie te niewinne chmurki to zapowiedź ulewy :))
 
 Pierwszą drogę pokonaliśmy dość sprawnie, choć skała jest wyraźnie rzadziej odwiedzana, bardzo ostra  z nieco kruchymi skalnymi ząbkami. Druga droga trudniejsza. Aurelia idzie pierwsza. Utknęła przy trzeciej wpince, wchodzi jeszcze pół metra i zsuwa się po skale zostawiając trochę DNA.

 (oj boli)

Teraz moja kolej. Dochodzę do trudnego miejsca i rzeczywiście jest z czym powalczyć. Oprócz dziwnego układu stopieńków i chwytów wymuszających techniczne ustawienia zaczyna padać! Takiej sytuacji nie braliśmy pod uwagę. Pada dość intensywnie. W woreczku na magnezję robi się gliniasta papka na szczęście udaje się skończyć drogę. Teraz powrót i suszenie.

 (takiego grafitu dawno nie widzieliśmy)


 Kilka dni temu pokonaliśmy drogę o nazwie „Raining Day” nazwa wydawała nam się trochę z kosmosu, bo jak może padać na pustyni ;).

niedziela, 26 października 2014

Incha Allach!



Niedzielny ranek rozpoczął się trochę później za sprawą przesunięcia czasu podobnie jak w Polsce. Dodatkowo Islam obchodzi dziś nowy rok 1435 :)
Dzień był pochmurny, więc postanowiliśmy powspinać się  w pobliżu hotelu na ścianie, która zwykle o tej porze jest skąpana w słońcu. Na początek jednak odwiedziliśmy pobliską restaurację, gdzie w cieniu drzew oliwnych popijaliśmy marokańską herbatkę.  

 (śniadanie w tej restauracji ;) na przciwko hotelu koszt 12 Dh w tym omlet, cały duży chlebek i czajniczek herbaty)

Na skale zauważyliśmy sporo konkurencji. Na szczęście stado rogatych wspinaczy przeniosło się w inne miejsce. 


Po pokonaniu rzeczki stanęliśmy pod piękną skałą, która w całości należała dziś do nas. 

 ( Driss na 5c OS - Mr Bricolage - pan majsterkowicz)

(Driss 5c OS -  Interrogation)

Mieliśmy jednak towarzystwo w postaci biwakujących pod palmami rodzinek oraz różnej maści turystów. Zjawili się nawet brzuchaci panowie z długimi brodami niczym alkaida z których jeden próbował zawisnąć na naszej linie! – na szczęście Driss wyjaśnił mu w języku arabskim, że nie powinien tego robić. Panowie okazali się gośćmi znad Zatoki Perskiej. 
Ukoronowaniem dnia została piękna droga Incha Allach o trudnościach 6a+.

 (Rafał pokonuje  Incha Allach jako pierwszy 6a+ OS)

 (ten malutki wspinacz to Driss on próbuje swoich sił jako drugi)

(Aurelia 6a+ RP)

  (ta droga to dla mnie lekki hardcore :))

Dziś rozstaliśmy się z Drissem, który nocnym autobusem wracał na południe. Mamy jednak nadzieję, że spotkamy się jeszcze na tym wyjeździe Incha Allach :)