Czas zaplanowany na wspinaczki w Todrze dobiegł końca.
Wyjeżdżamy z postanowieniem, że jeszcze tu wrócimy.
Przenosimy się do Merzougi położonej w głębi pustyni na obrzeżach wielkiej
diuny.
Tymczasem pogoda wyraźnie się zmienia. Niebo pokrywają deszczowe
chmury. Temperatury też spadają do 20 kilku stopni. Pakujemy się bez pośpiechu.
Autobus linii Supratours z pobliskiego Tinerhiru bezpośrednio do Merzougi mamy
dopiero o 16:00. Teraz musimy jedynie złapać Grand Taxi by przeskoczyć do
miasta. Ze spakowanymi plecakami postanawiamy powędrować w głąb kanionu w
kierunku skupiska hoteli. Po drodze spotykamy Allala świetnego fotografa i
wspinacza. Który wita nas z uśmiechem i z rozstawionym na statywie sprzętem
fotograficznym. Allal wyjaśnia, że łatwiej złapać taxi w wiosce idąc w
przeciwnym kierunku , ale właśnie nadjeżdża jedna, pomaga nam ją zatrzymać i
wyjaśnia kierowcy nasz cel. Po chwili
jedziemy w kierunku Tinerhiru zbierając współpasażerów po drodze. Jedzie z nami
miejscowy nauczyciel, który poinformował nas, że jutro w Maroku jest duży
strajk z uwagi na podwyżki cen paliw i energii. Przypomniała nam się Jordania
przed dwoma laty.
(kazba na przedmieściach Tinerhiru zasiedlona przez Nomadów, na co dzień zajmują się tkaniem dywanów)
Za taxi płacimy 7Dh/os + 3Dh/os za bagaż. W Tinerhirze
jesteśmy grubo przed czasem. Kupujemy
bilety do Merzougi w biurze Supratours
obok meczetu przy placu wypełnionym taksówkami. Za 125Dh/os + 10Dh/os za bagaż.
Zostawiamy oklejone plecaki w biurze i idziemy do miasta. Postanawiamy jednak
przeczekać w restauracji popijając herbatę.
(któryś raz spotkaliśmy Marokanki w takich strojach - przypominają nasze firany :))
Jest tu sporo biedaków żebrzących o jedzenie lub pieniądze.
Czasem niestety nachalnych. Spotkaliśmy też sympatycznego młodego nauczyciela
Majida, z którym fajnie się rozmawiało. Wreszcie z półgodzinnym opóźnieniem
przyjechał nasz autobus z Marakeszu. Przez okna podziwialiśmy grę chmur na
niebie i fantastyczną scenerię.
(w czasie jazdy autokarem trochę pokropiło)
Po drodze kontaktowaliśmy się telefonicznie z Mustafą z
Merzougi z którym mamy spędzić noc na pustyni. Mustafa obiecał czekać na nas na
przystanku o 21:00. Autobus dotarł przed czasem. Poza nami był tylko jeden turysta.
To jednak martwy turystyczny okres. Tymczasem na przystanku czekała grupa lokalnych,
żądnych turystów przewodników, którzy rzucili się na nas jak sępy ;) na
szczęście był i nasz Mustafa. Przewędrowaliśmy kilkaset metrów ciemnymi,
gruntowymi uliczkami Merzougi do domu Mustafy. To co zobaczyliśmy przeszło
nasze oczekiwania. Specjalny dom przygotowany dla podróżników i turystów, urządzony
w stylu Rijadu z wszelkimi udogodnieniami. Dostaliśmy piękny pokój z pościelą i
ręcznikami.
Jest bardzo ładna i czysta łazienka z ciepłą wodą. Jest
wi-fi dostępne w pokoju. Są stylowe meble, a na ścianach dywany i mapy. Mustafa
wraz z rodziną mieszka obok w tradycyjnych, bardzo skromnie wyglądających zabudowaniach
z gliny. Z przyjemnością zapadamy w sen
przed czekającą nas jutro wyprawą na diuny.
Rano dostaliśmy smaczne śniadanie, wykupiliśmy u Mustafy zaplanowaną
wycieczkę na pustynię, wręczyliśmy dzieciom krówki przywiezione z Polski.
(przy porannej herbatce z Mustafą)
(12- letnia Nora opiekuje się młodszym rodzeństwem)
Mustafa
pokazał nam dom w którym mieszka i zabrał nas na przechadzkę po okolicy.
Oglądaliśmy miejscowe ogródki działkowe. Każda rodzina w Merzoudze ma tu swój
prostokątny kawałek ziemi na którym w cieniu palm daktylowych rośnie trochę
warzyw i roślin dla zwierząt. Ziemię każdy mieszkaniec otrzymuje za darmo i nie
płaci żadnych podatków. Natomiast osiedleńcy, najczęściej byli nomadzi ziemię
kupują, ale płacą za nią tylko raz. Ogródki są nawadniane przez system kanałów
doprowadzających wodę. Kanały są odpowiednio grodzone lub udrażniane tak by
każdy mógł nawadniać swój ogród 3h w tygodniu.
(pustynne ogródki)
(słońce jest mocne, Mustafa udaje wykończonego :))
Deszcz pada Merzoudze 2 razy w
roku. W 2006 zdarzyła się nawet powódź, która zniszczyła kilka domostw.
Zrobiliśmy zakupy wody przed wyprawą na diuny i wróciliśmy do naszego
zacienionego lokum.
(Diuny widziane z naszego domu)
(a to nasz obiad u Mustafy tajin wegetariański z kolendrą)