poniedziałek, 20 października 2014

Spoko Maroko



Znów wczesna pobudka, jak ja kocham wakacje ;) Błażej i Dagi podwożą nas na lotnisko. Na szczęście mamy tylko bagaż podręczny, więc szybko docieramy do bramki przemykając między regałami sklepowymi. Autobus dowozi nas pod samolot. Mimo, że maszyna jest mała nie ma kompletu pasażerów. Wygodnie więc rozsiadamy się na 3 fotelach. Lot będzie trwał 1,5h i nawet człowiek nie pośpi :(. Ledwie się wznieśliśmy i już lądujemy. Widoki na Marrakesz były, ale niestety po lewej stronie. Wysiadamy na płytę lotniska i zdziwienie, bo nie czujemy zapowiadanego piekła czyli +36 w cieniu. Ale na zimno i tak nie można narzekać ;). Architektura terminalu robi wrażenie. Sprawdziliśmy kurs Dirhama, dla orientacji. W kantorach w medinie jest lepszy, a my mieliśmy jeszcze coś z poprzedniej wyprawy. Pamiętając poprzednie wizyty w tym kraju spodziewaliśmy się  natrętnych naganiaczy, a tu nic! po prostu szok! Były owszem propozycje taxi ale bardzo grzeczne i jednorazowe. Powędrowaliśmy w lewo po wyjściu z hali lotniska na autobus nr 19 podwożący za 30Dh/os (23zł) do samego centrum. Kierowca był bardzo grzeczny i miły. Spodziewaliśmy się tłumu pasażerów, ale mimo 20 minutowego oczekiwania jechaliśmy sami. Wysiedliśmy w epicentrum czyli przy najsłynniejszym placu Maroka Djemaa El-Fna, w sercu mediny.

 (plac Djemaa)  

 To tu można znaleźć najtańsze hotele. Już po pierwszych krokach uderzyły w nas intensywne zapachy. Najpierw odór końskiego moczu, a kilka kroków dalej upajającej kolendry :) Kwitnące bugenwille, świergot ptaków, palmy, palące słońce i Djemaa z dźwiękami zaklinaczy. Kochamy Maroko! :) Trafiamy do hotelu Del Amis 100Dh/2os (38zł) gorący prysznic kosztuje dodatkowe 5 Dh/os (2zł).


 Przebieramy się i na miasto. Najpierw idziemy do kantoru gdzie 1 E wynosi 10,92Dh. Potem maszerujemy na dworzec autobusowy Supratours, który znajduje się 150m od dworca kolejowego. Po drodze podziwiamy zmieniające się z roku na rok nowe miasto.



 (zmęczeni upałem siadamy do kawy i marokańskiej herbatki)

(+42 szału nie ma;)



 Kupujemy na jutro bilety na godz. 8.30 do Ouarzazat koszt 90Dh/1os (34zł).  Naprawdę nie poznajemy tego miasta. Porządek, brak naciągaczy, tabliczki z cenami i niechęć do targowania. Nawet na straganach ze słynnym sokiem pomarańczowym na placu Djemaa widnieją ceny za szklankę soku 4Dh, a 5 lat temu płaciliśmy 10Dh!



W drodze powrotnej zaopatrujemy się w kartę prepaid do telefonu sieci Meditel z miesięcznym transferem 4GB mamy w pakiecie też sporo sms-ów oraz  minut. Ciekawe jak to się sprawdzi w praktyce. Zapłaciliśmy niemało bo 150Dh (57zł) oraz dodatkowo 50Dh (19zł) za usługę zainstalowania karty.

 (kupujemy suszone figi)

Wchodząc w wąskie i zatłoczone uliczki mediny w reakcji na nasze rozmowy słyszymy hasło jakiegoś uśmiechającego się lokalsa „Spoko Maroko!” :) – no w sumie na razie spoko ;)
Wracamy do hotelu z nadzieją, że dziś położymy się wcześniej. Piszemy bloga i wysyłam wiadomość do Mustafy z Marzougi na pustyni. Po chwili dzwoni Mustafa. Okazuje się, że jest w Marrakeszu! Umawiamy się na wieczorne spotkanie w Cafe de France. Mustafa jest bardzo sympatyczny rozmawiamy o wszystkim skacząc z tematu na temat i popijając „Berber Whisky” 

 (spotkanie z Mustafą)

 (Djemaa po zmroku)

Kładziemy się jak zwykle z wyczerpanymi bateryjkami. Tak intensywnych godzin dawno nie przeżyliśmy. Aż trudno uwierzyć, że wczoraj jeszcze budziliśmy się w naszym łóżku w Poznaniu :)

3 komentarze:

  1. Z ciekawostek. W stosunku do EUR kurs waluty jest od 10 lat na podobnym poziomie. Złotówka miała w tym czasie większe wahania.

    OdpowiedzUsuń
  2. mniej więcej to się zgadza tylko ceny usług i części produktów poszły w górę

    OdpowiedzUsuń
  3. Co robić, papierowe pieniądze zjada inflacja. Chciałem tylko napisać, że dirham marokański szmacił się w podobnym do euro i złotówki tempie. Więc najgorzej nie było. W 2004 paliwo było u nas po 3zł.

    OdpowiedzUsuń