Znów wczesna pobudka, jak ja kocham wakacje ;) Błażej i Dagi
podwożą nas na lotnisko. Na szczęście mamy tylko bagaż podręczny, więc szybko
docieramy do bramki przemykając między regałami sklepowymi. Autobus dowozi nas
pod samolot. Mimo, że maszyna jest mała nie ma kompletu pasażerów. Wygodnie
więc rozsiadamy się na 3 fotelach. Lot będzie trwał 1,5h i nawet człowiek nie
pośpi :(. Ledwie się wznieśliśmy i już lądujemy. Widoki na Marrakesz były, ale
niestety po lewej stronie. Wysiadamy na płytę lotniska i zdziwienie, bo nie
czujemy zapowiadanego piekła czyli +36 w cieniu. Ale na zimno i tak nie można
narzekać ;). Architektura terminalu robi wrażenie. Sprawdziliśmy kurs Dirhama,
dla orientacji. W kantorach w medinie jest lepszy, a my mieliśmy jeszcze coś z
poprzedniej wyprawy. Pamiętając poprzednie wizyty w tym kraju spodziewaliśmy
się natrętnych naganiaczy, a tu nic! po
prostu szok! Były owszem propozycje taxi ale bardzo grzeczne i jednorazowe.
Powędrowaliśmy w lewo po wyjściu z hali lotniska na autobus nr 19 podwożący za
30Dh/os (23zł) do samego centrum. Kierowca był bardzo grzeczny i miły. Spodziewaliśmy
się tłumu pasażerów, ale mimo 20 minutowego oczekiwania jechaliśmy sami.
Wysiedliśmy w epicentrum czyli przy najsłynniejszym placu Maroka Djemaa El-Fna,
w sercu mediny.
(plac Djemaa)
To tu można znaleźć najtańsze hotele. Już po pierwszych krokach
uderzyły w nas intensywne zapachy. Najpierw odór końskiego moczu, a kilka
kroków dalej upajającej kolendry :) Kwitnące bugenwille, świergot ptaków,
palmy, palące słońce i Djemaa z dźwiękami zaklinaczy. Kochamy Maroko! :)
Trafiamy do hotelu Del Amis 100Dh/2os (38zł) gorący prysznic kosztuje dodatkowe
5 Dh/os (2zł).
Przebieramy się i na miasto. Najpierw idziemy do kantoru gdzie 1
E wynosi 10,92Dh. Potem maszerujemy na dworzec autobusowy Supratours, który
znajduje się 150m od dworca kolejowego. Po drodze podziwiamy zmieniające się z
roku na rok nowe miasto.
(zmęczeni upałem siadamy do kawy i marokańskiej herbatki)
(+42 szału nie ma;)
Kupujemy na jutro bilety na godz. 8.30 do Ouarzazat
koszt 90Dh/1os (34zł). Naprawdę nie
poznajemy tego miasta. Porządek, brak naciągaczy, tabliczki z cenami i niechęć
do targowania. Nawet na straganach ze słynnym sokiem pomarańczowym na placu
Djemaa widnieją ceny za szklankę soku 4Dh, a 5 lat temu płaciliśmy 10Dh!
W drodze powrotnej zaopatrujemy się w kartę prepaid do
telefonu sieci Meditel z miesięcznym transferem 4GB mamy w pakiecie też sporo
sms-ów oraz minut. Ciekawe jak to się
sprawdzi w praktyce. Zapłaciliśmy niemało bo 150Dh (57zł) oraz dodatkowo 50Dh
(19zł) za usługę zainstalowania karty.
(kupujemy suszone figi)
Wchodząc w wąskie i zatłoczone uliczki mediny w reakcji na
nasze rozmowy słyszymy hasło jakiegoś uśmiechającego się lokalsa „Spoko
Maroko!” :) – no w sumie na razie spoko ;)
Wracamy do hotelu z nadzieją, że dziś położymy się
wcześniej. Piszemy bloga i wysyłam wiadomość do Mustafy z Marzougi na pustyni.
Po chwili dzwoni Mustafa. Okazuje się, że jest w Marrakeszu! Umawiamy się na
wieczorne spotkanie w Cafe de France. Mustafa jest bardzo sympatyczny
rozmawiamy o wszystkim skacząc z tematu na temat i popijając „Berber Whisky”
(spotkanie z Mustafą)
(Djemaa po zmroku)
Kładziemy się jak zwykle z wyczerpanymi bateryjkami. Tak
intensywnych godzin dawno nie przeżyliśmy. Aż trudno uwierzyć, że wczoraj
jeszcze budziliśmy się w naszym łóżku w Poznaniu :)
Z ciekawostek. W stosunku do EUR kurs waluty jest od 10 lat na podobnym poziomie. Złotówka miała w tym czasie większe wahania.
OdpowiedzUsuńmniej więcej to się zgadza tylko ceny usług i części produktów poszły w górę
OdpowiedzUsuńCo robić, papierowe pieniądze zjada inflacja. Chciałem tylko napisać, że dirham marokański szmacił się w podobnym do euro i złotówki tempie. Więc najgorzej nie było. W 2004 paliwo było u nas po 3zł.
OdpowiedzUsuń