Dziś pobudka z rana, śniadanie na naszym tarasie przed kazbą,
a o 9.30 przyjechała umówiona grand taxi i za 150Dh zwiozła nas do Ourzazate. 32km
pokonaliśmy w 30 minut. Podjechaliśmy bezpośrednio przed dworzec CTM. Kupiliśmy
bilety do Thinghiru na 11.45 koszt 55Dh/1os + 5Dh za 2 plecaki waga 33kg J. Autobus wyjechał z niewielkim
opóźnieniem. Po drodze mieliśmy godzinny postój pod restauracją chociaż
kierowca zapowiedział 25 minut. Zamówiłam berber omlet myśląc, że zostanie
szybko podany. Kucharze bardzo dobrze się bawili, danie dostaliśmy po 20min. Jedliśmy
w wielkim stresie, po czym czekaliśmy na kierowcę jeszcze 15 minut super. W
końcu dojechaliśmy do Thinghiru trudno było nam zabrać plecaki z luku
bagażowego naszego autokaru. Natychmiast zostaliśmy otoczeni przez pośredników i
samozwańczych przewodników, niektórzy byli nawet mili. Rozdzieliliśmy się.
Rafał został z plecakami i Guidami na miłych pogawędkach ;) , a ja pobiegłam na
małe zakupy m.in. 5l wody, której brakuje w Todrze. W Tinghirze są dwa miejsca postoju Grand Taxi.
Te do Todry stoją w bocznej uliczce odbijającej na lewo od głównej drogi, ale ok.
200m dalej w kierunku Todry (od miejsca gdzie jest wielki plac także z postojem
taksówek) . Od osoby zażądali 8Dh czyli za całą taksówkę 48DH pojechaliśmy, bo
chętnych było brak, a na zegarku już 16.00. Jechaliśmy wzdłuż pięknej doliny na
której dnie rosną gaje palmowe.
Wybraliśmy sobie
hotel Etoile des Gorges. Dojechaliśmy,
jeszcze nie zdążyliśmy wyjąć plecaków z taksówki, a już nas wita Ahmed
przyjaciel naszego Mustafy z Merzougi i szef hotelu. Zostaliśmy zaanonsowani :).
Cena za pokój 50Dh za
noc z w pokoju z prysznicem i wc oraz gorącą wodą. Dodatkowo wykupiliśmy śniadania
i obiadokolacje za 100Dh/1os. Dostępne wi-fi od 19.00 do 24.00 - zasięg dobry nawet w pokoju. Kolacja była super do wyboru co się chce pić
(kawa, herbata, sprite, cola zwykła lub light) – wzięliśmy kawę z super pianką,
do tego świetna sałatka warzywna (pomidory, ogórki, papryka, cebula, oliwki),
jeden duży tajin z kurczakiem i warzywami, oczywiście full marokańskiego
chleba. Ledwo skończyliśmy jeść, a tu na stole lądują owoce melon i
mandarynki.
Zrobiliśmy też mały rekonesans wąwozu, w którym planujemy wspinaczki przez najbliższe kilka dni :).
(pierwsze przymiarki :)
(hiszpańscy koledzy atakują)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz