wtorek, 11 listopada 2014

Pożegnanie z Marokiem



Ostatnie dni spędziliśmy w Marakeszu skąd wylatujemy do Europy. Końcówka wyjazdu to próba kupienia kilku pamiątek. Jak się okazało nie było to takie łatwe. Mieliśmy problem z bankomatem. Najpierw trzykrotnie operacja została odrzucona, w końcu udało się wbić kwotę, którą chcieliśmy wypłacić, jednak bankomat przemielił tylko dane, a pieniędzy nie wypłacił. Potwierdzenia żadnego również nie wydał. Jak wrócimy do kraju to dopiero się okaże, czy nasze konto o kilka stówek jest mniejsze. Zanim zabrakło nam kasy zdążyliśmy kupić lampę, wielbłąda i trochę bakalii :) Jednak walka z bankomatem trochę zepsuła nam humory, na szczęście przezorny mąż wziął dolary i je wymieniliśmy reperując nadwątlony budżet. 

 (pożegnalna kolacja w naszej ulubionej restauracji Playa położonej przy plaży w Agadirze)

 (przejazd z Agadiru do Marakeszu, widoki zza okna autokaru)

Tymczasem pogoda się nieco zmieniła. Tzn. słońce świeciło jak zwykle w Marakeszu :-) tylko, że temperatura strasznie spadła. Pod wieczór mieliśmy max 15 stopni i dygotalismy z zimna. W górach tymczasem spadł śnieg. Powietrze stało się krysztalowo-przejrzyste i w tle miasta wreszcie można było oglądać legendarną panoramę Atlasu. Widok ośnieżonych gór z palmami na pierwszym planie wyglądał bajecznie :).


 (ostatnie spojrzenie na Katubię)

 Szkoda, że nie mieliśmy dość czasu by pobiegać z aparatem.
Następnego dnia wstaliśmy ok. 8 i poszliśmy zjeść śniadanie na Jamaa. Pobliskie restauracje oferują skromne zestawy śniadaniowe po 20Dh. Wypełnione są o tej porze sporą ilością turystów. Po śniadaniu pobiegliśmy do hotelu po plecaki, a następnie ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusu nr 19 przy placu Jamma jadącego na lotnisko (autobus odjeżdża stąd od 6:15 co 30 min zatrzymując się przy dworcu autobusowym i kolejowym. Czas przejazdu 30min. Cena biletu 30Dh/os).
Na lotnisku byliśmy dość wcześnie. Trochę czekaliśmy na otwarcie okienka nr 32 do odprawy na nasz lot portugalskim Tapem. Zaraz potem przeglądarka bagażu jednak jak się okazało musieliśmy wypełnić małe formularze takie jak przy wjeździe. Przejście przez przeglądarkę poszło sprawnie jednak zaraz potem musieliśmy stanąć w potężnej kolejce do kontroli paszportowej. Mimo wielu okienek kolejka posuwała się dość wolno, a temperatura i duchota wzrastała. Mocno nas to zmęczyło. Teraz czekamy spokojnie na otwarcie bramki popijając soczek pomarańczowy i zajadając się tiramisiu ;) Dziś jeszcze będziemy w Lizbonie, a jutro lot do Warszawy. Następny post pewnie już z kraju :)

2 komentarze:

  1. Szybko zleciało. :-( Piękne zdjęcia. Fajnie się Was czytało.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękujemy bardzo jeszcze podsumujemy wyjazd :)

    OdpowiedzUsuń